Musicie nam wybaczyć brak zasypywania Was przedślubnymi nowinkami, ale ostatni tydzień był dla nas jakiś hardcorowy... I wczoraj doszliśmy do wniosku, że to już chyba tak zostanie, bo zaczął się teraz finisz "maratonu uśmiechu".
Zatem spokojnie - pojawi się jeszcze wpis organizacyjny z "przedślubną ściągawką" a tymczasem:
- pracujemy a do tego Miłosz w nowym miejscu, co wiąże się ze sporym obciążeniem
- ogarniamy listę gości i czekamy na ostatnie potwierdzenia / tutaj komunikat: brak odzewu odbieramy jako potwierdzenie obecności ;)
- rysujemy na kartkach układy pokoi i stołów
- szykujemy się do podróży i logistycznie i mentalnie (jak ktoś ma cynk na kantory z jednodolarówkami - dajcie znać:) no i brakuje nam jeszcze "węgla" na "klątwę faraona":P)
- odbieramy dziesiątki paczek / przesyłek a kartony walają się w nieładzie po mieszkaniach (zaprzyjaźniliśmy się nawet w "anonimowej Warszawie" z panem sąsiadem, który już sam przychodzi do nas z paczkami od kuriera i ... pytaniem jak doładować telefon;))
- przeprowadzamy dobytek Miłosza na właściwe już jemu miejsce ;)
- t a ń c u j e m y - wszędzie! na ulicy, na parkiecie, w kuchni obijając się o meble, nabijając sobie siniaki w strategicznych miejscach :P
- po nocach przygotowujemy niespodzianki, które - daj Boże - ujrzą światło dzienne, bo zgapiliśmy terminy...
- Miłosz dogaduje się w sprawie jakiegoś Bruce'a Willisa :P
- układamy terminarze i ogólnie się trochę już gubimy...
Przede wszystkim jednak próbujemy nie dać się zwariować! :)
Bo przecież to, co najważniejsze jest niewidoczne i zamyka się w słowie "tak"...
Mam nadzieję, że uda nam się nie stracić tej perspektywy do ostatnich chwil przygotowań :)
Stay tuned!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz