Zupełnie
nie wiem dlaczego, często w weselnym repertuarze spotykam piosenkę „2 plus 1”, a że wydaje mi się, że
bardziej anty-ślubnej i anty-weselnej piosenki już nie można sobie wyobrazić,
to postanowiłam zrobić do niej anty-interpretację. Have Fun!
Już mi niosą suknię z welonem – sorry, nie będzie welonu – a
moja Mama: „Bój się Boga, co ludzie pomyślą?!” – wyjaśniam: nie ma w tym
żadnego „ukrytego przesłania”! już jako
dziewczynka wiedziałam, że nie w welonie pójdę do ślubu, tylko… :P
Już Cyganie czekają z muzyką – Panu z Cymbałami mówimy
stanowcze „NIE!” – godnie zastąpi go „Wodzirej Collectiv”:)
Koń do taktu zamiata ogonem – żadnego konia nie
przewidujemy, trzymamy się swojej marki… czyli Mercedesa!
Mendellsohnem stukają kopyta – hmm, jeżeli Ksiądz wykaże się
poczuciem humoru, to… ktoś inny nada naszym wspólnym krokom rytm ;)
Jeszcze ryżem sypną na szczęście – żadnego ryżu, żadnych
grosików… błagam! – kto to będzie sprzątał później?! *
Gości tłum coś fałszywie odśpiewa – specjalistka ds. muzyki
z „Made in Haeven” – Lena Maria „Misiak” Durlak Wam nie
pozwoli – podpisałyśmy intratny kontrakt w tej sprawie :P
Złoty krążek mi wcisną na rękę – kurde, tu się obawiam, bo w
ciepłe dni to naprawdę go trzeba wciskać na palec, ale w zimne dni za to mi
spada (jaką pogodę wróżycie na 13 lipca? Bo my gradobicie z huraganem, więc
jest nadzieja, że nie trzeba go będzie wciskać :P)
i powiozą mnie windą do nieba – jeżeli się już gdzieś
wybieram, to raczej z własnej woli i tylko w doborowym towarzystwie – mam
nadzieję, że zadbają o to Mój Przyszły Mąż i Drodzy Goście :)
* Tutaj będzie mała anegdotka / sugestia.
Jest kwiecień 2012r. Miłosz za trzecim podejściem wprasza
się do mnie do Warszawy. Ogólnie atmosfera wokół jego przyjazdu jest… mało
powiedziane, podniosła – wybiera się jak Sójka za morze, planując trasę,
postoje, tankowanie… i (o zgrozo!) wyjeżdżając do Stolycy o 3 w nocy ze
świętokrzyskiego… Można się było zestresować co nie? No i jest. Ubrany w
nieodłączną skórę, czarne (ciut przyciasne;)) spodnie i „buty od święta” z Wojasa,
które przy jeździe samochodem musi rozpinać. Napięcie sięga zenitu. Żadne z nas
za bardzo nie wiem jak się odezwać, zachować… I wtem Miłosz zza pazuchy
wyciąga… bańki mydlane. „Kwiatki w trakcie podróży by umarły, więc przywiozłem
Ci inny prezent”. Od tej chwili nie było już tak… strasznie :)
p.s. w drugiej kieszeni kurtki miał lokalne wino…
„Krzepkie”;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz