czwartek, 14 lutego 2013

Powalentynkowy post z pierdnięciem w tle.



Jako że już od ponad 2 tygodni w powietrzu (a raczej na witrynach sklepowych i internetowych) panuje nastrój okołowalentynkowy postanowiłam wpisać się w otoczenie i dorzucić swoje trzy grosze do tematu.


Tyle tylko, że Walentynek nigdy nie lubiłam i… nadal nie lubię. Raz w roku zdobyć się na okazanie uczucia to każdy głupi potrafi...sorry:/ Ale po przemyśleniu sprawy stwierdzam, że chyba za wysokie wymagania stawiam wobec Walentynek – przecież to Święto Zakochanych (a przede wszystkim epileptyków i psychicznie chorych;)) a nie Święto Miłości. 


Walenty jako patron szaleńców zdecydowanie bardziej przypada mi do gustu. Więc trochę na przekór postanowiłam 14 lutego obchodzić Walentynki, ale z innym rozłożeniem akcentów.

Na początek zapraszam Was do obejrzenia fragmentu jednego z moich ulubionych filmów. Posłuchajcie fenomenalnego dialogu z „Buntownika z wyboru”, który stał się inspiracją dla walentynkowego prezentu dla M.

 (sorry za tłumaczenie – bardzo się starałam:)) 
-Tydzień temu miałem randkę.
- Jak było?
- Dobrze.
- Powtórka?
- Nie wiem. Nie dzwoniłem.
- Partacz.
- Wiem, co robię. Spokojna głowa – wiem, co robię. Ona jest piękna. Inteligentna, zabawna. Inna niż poprzednie.
- Umów się z nią, Romeo.
- Żeby odkryć, że to jednak nudziara? Teraz jest ideałem. Nie chcę tego psuć.
- A może ty jesteś ideałem i nie chcesz tego psuć? Super filozofia. Możesz przejść przez życie i nigdy nikogo nie poznać.
Moja żona prukała z nerwów. Miała mnóstwo cudownych wad. Pierdziała we śnie. Wybacz, że ci to mówię. Raz obudziła psa. Sama też się ocknęła i pyta: "To ty?". Musiałem skłamać.
- Sama się obudziła?
- Umarła 2 lata temu, a ja pamiętam takie pierdoły. To cudowne. Takie drobiazgi. Tego mi najbardziej brak. Małych, tylko mnie znanych nawyczków. To ją wyróżniało. Ona też dobrze znała moje grzeszki. Ludzie nazywają je niedoskonałościami. Błąd. To coś bardzo dobrego. Musimy wybrać, kogo wpuścimy w nasz dziwny światek.
Nie jesteś ideałem. I oszczędzę ci emocji: ta dziewczyna też nim nie jest. Problem w tym, czy idealnie do siebie pasujecie. Na tym polega bliskość. Ale o tym możesz się przekonać metodą prób i błędów. Ja cię tego nie nauczę.
 



O tej scenie „Buntownika” przypomniałam sobie tropem wonności, którymi darzy mnie mój Luby (o częstotliwości przez grzeczność nie wspomnę;)).  Ten wyimek z filmu zmienia moją perspektywę patrzenia na różne dziwactwa i niedorzeczności, którymi raczy mnie mój Romeo, a na które tak często się wkurzam.



Myślę, że zakochanie i kochanie to szaleństwo, tylko że z dwóch różnych kategorii. Zakochanie to szaleństwo doskonałości, chęci „bycia idealnym” i „bycia z idealnym”, nawet jeżeli jest to tylko nasze pobożne życzenie. Pragnienie idealności jest tak ogromne, że przysłania nam rzeczywistość…  a tym samym szansę na realną miłość. I nie powiem ile razy przytrafiło mi się tego typu szaleństwo…

Kochać kogoś też ma coś z szaleństwa, bo trudno mi na chwilę obecną wyobrazić sobie, że ktoś bezwarunkowo na całe życie przyjmuje mnie z całym moim bagażem ułomności i wad charakteru... i że ja również robię to samo, nie licząc na żadną gratyfikacje - chociażby w formie wzajemności. Czasem myślę, że miłość to sztuka oswajania nawzajem swoich niedoskonałości. Sztuka, która wymaga czasu, i którą czas weryfikuje. 

Dlatego jako symboliczną walentynkę w tym roku Miłosz otrzymał ode mnie książkę Pierre-Thomas-Nicolas Hurtaut o znaczącym tytule „Sztuka pierdzenia”. Bo może właśnie pierdzenie jest tym owym czymś, co sprawia, że to już nie zakochanie, ale… miłość. 




P.S. Książkę polecam każdemu, kto lubuje się choć trochę w absurdzie. Mnie ujął szczególnie jeden rozdział: „Problemat muzyczny. Czy pierdnięcia są muzyką?”, bo nigdy nie byłam zwolenniczką cichaczy :P 






A już tak na sam koniec, co by powrócić do tematu walentynkowego. Jeżeli któryś z Drogich Panów Czytelników szuka wiersza miłosnego, polecam cytowany w powyższej książeczce poemat Saint-Evremonda:

Me serce przepełnione łzami,
Strasznie nabrzmiałe westchnieniami,
Na widok zaciekłości Pani
Westchnienie jedno przemieniło
Tak, że z lęku przed ustami
Przez inny kanał się przebiło.
:)

2 komentarze: