czwartek, 18 października 2012

Myślo-byt


Ostatnio mieliśmy z Miłoszem mały zgrzyt o nasze „wirtualne dziecko”. Chodzi mianowicie o styl jakim się tutaj posługujemy. Nie ukrywam, że forma i konwencja bloga, jaką na samym początku przyjęliśmy, bliższa jest osobowości Miłosza. Cóż… wizja zakładania bloga, by w ekshibicjonistyczny sposób wywlekać do wirtualnego świata zawiłości naszej historii, też mi się nie uśmiechała, więc chętnie podążyłam za pomysłem Miłosza, by po prostu bawić się konwencją i śmiać się z samych siebie.  I nadal twierdzę, że to dobry pomysł! 

Ostatnio jednak Mój Miły zarzucił mi „papugowanie” i „rywalizację o złote kalesony” w publikowaniu nowych postów! Natomiast w ostatnim wpisie o Wiedniu zamiast podzielić się prawdziwymi wrażeniami, wyszło na to, że z podróży zapamiętaliśmy czeską kolej i końskie odchody… Pora więc na zmiany! 

To, że z Miłoszem stanowimy przedstawicieli dwóch różnych środowisk, nie ulega wątpliwości. Na samym początku nawet myśleliśmy o tytule bloga „mezalians”, bo dobrze by oddawał charakter naszej relacji. Jesteśmy inni… mamy różne charaktery, odmienne zainteresowania, zdecydowanie różnych znajomych, także inne potrzeby! Ale w tej różnicy, przynajmniej ja, widzę wielki potencjał. Na tym polega chyba prawdziwe spotkanie: Ty jesteś ty, ja jestem ja. Ty jesteś OK, ja jestem OK. Swoją innością możemy się ubogacać.

Postanowiliśmy się spotkać, chcemy wspólnie kroczyć do jednego celu. Czy jest to możliwe przy naszych różnicach? Ja wierzę, że tak… inaczej nie podjęłabym decyzji o ślubie. Myślę o sakramencie małżeństwa jako o czymś ponad charakterologicznymi różnicami.

A na koniec tekst, który w pewnym momencie stał się dla mnie dużą inspiracją. Mam nadzieję, że i dla Czytelników tego "hybrydowego potwora", też będzie on godny uwagi.

„W relacji dialogicznej stwarzamy pewien Myślo-kształt, Myślo-byt. Nikt nie jest jego autorem, ani Miłosz, ani ja, bo on powstał między nami, i wychodzimy z tej komunikacji wzbogaceni o ten byt, on jest Miłosza i mój. Nowa jakość. Ale by ją osiągnąć, trzeba wyjść poza gry i rytuały. Z serialu "Star Trek" zapamiętałam motto z powitania Wolkanów (cywilizacja pozaziemska):
POZDROWIENIA. Z ZADOWOLENIEM WIDZĘ, ŻE SIĘ RÓŻNIMY.
OBYŚMY RAZEM STALI SIĘ CZYMŚ WIĘCEJ NIŻ PROSTĄ SUMĄ NAS OBU.”*
(Lękiem podszyci. Rozmowa z prof. Jolantą Antas o konwencjonalnych Polaków rozmowach i o tym, dlaczego warto być sobą [w:] „Sztuka życia. Polityka”, wydanie specjalne 5/2011.)

* kursywą zmieniony tekst :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz