niedziela, 21 października 2012

I still haven't found what I'm looking for…


To będzie post z drogi, bo jak  właśnie powiedział Miłosz:  liczy się sama droga.

Po tym jak Miłosz stał się bohaterem we własnym domu i naprawił LPG w Mietku, postanowiliśmy wykorzystać słoneczny weekend i ruszyć się z Warszawy. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy nasz chytry plan narzeczeńskiej sesji zdjęciowej wypali, więc dość spontanicznie zdecydowaliśmy się w piątkowe popołudnie na wyjazd w Góry Świętokrzyskie. Święty Krzyż okazał się dla naszych zasiedziałych kości i tak sporym wyzwaniem, więc nie ma się co chwalić pieszymi wyczynami, ale fajnie było pospacerować po lesie i po prostu pooddychać świeżym powietrzem. 

Dzisiejszym natomiast dzień upłynął pod znakiem Lublina i naszego pomysłu na narzeczeńską sesję zdjęciową w klimatach studenckich. My to trochę dziwaki jesteśmy, bo najpierw coś chcemy a później się stresujemy. A bo że wielkie pryszcze, a bo że się pokłócimy, a że… bo coś tam:) Ostatecznie to potrzebowaliśmy jedynie 1,5 godziny na oswojenie się z rolą fotografowanych i ciągłym ponaglaniem: „ej, no weźcie pocałujcie się!”:) 
Fajnie było odwiedzić stare śmieci, posiedzieć na KULowych krzesłach ze GG110, przejść się Parkiem Ludowym nad rzeczkę Zgniłkę:)  
Mamy nadzieję już niedługo zaprezentować Wam efekty pracy Diany i Rafała z DR5000 Photography – z tego, co podejrzeliśmy na wyświetlaczu, zapowiada się srogo:)

I aż dziw nas bierze, że następna sesja z nimi to będzie reportaż ślubny! I to będzie nasz ślub!
Ale to, co jakoś do mnie właśnie wczoraj dotarło: nawet ten odliczany „wielki dzień” nie jest tym, czego ostatecznie szukamy… To dopiero początek drogi …  

Then all the colours will bleed into one, bleed into one
But yes, I'm still running

a to poranek w świętokrzyskim :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz