To będzie post z drogi, bo jak właśnie powiedział Miłosz: liczy się sama droga.
Po tym jak Miłosz stał się bohaterem we własnym domu i
naprawił LPG w Mietku, postanowiliśmy wykorzystać słoneczny weekend i ruszyć
się z Warszawy. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy nasz chytry plan
narzeczeńskiej sesji zdjęciowej wypali, więc dość spontanicznie zdecydowaliśmy
się w piątkowe popołudnie na wyjazd w Góry Świętokrzyskie. Święty Krzyż okazał
się dla naszych zasiedziałych kości i tak sporym wyzwaniem, więc nie ma się co
chwalić pieszymi wyczynami, ale fajnie było pospacerować po lesie i po prostu
pooddychać świeżym powietrzem.
Dzisiejszym natomiast dzień upłynął pod znakiem Lublina i naszego
pomysłu na narzeczeńską sesję zdjęciową w klimatach studenckich. My to trochę
dziwaki jesteśmy, bo najpierw coś chcemy a później się stresujemy. A bo że
wielkie pryszcze, a bo że się pokłócimy, a że… bo coś tam:) Ostatecznie to potrzebowaliśmy jedynie 1,5 godziny na oswojenie się z rolą fotografowanych i
ciągłym ponaglaniem: „ej, no weźcie pocałujcie się!”:)
Fajnie było odwiedzić stare
śmieci, posiedzieć na KULowych krzesłach ze GG110, przejść się Parkiem Ludowym
nad rzeczkę Zgniłkę:)
Mamy nadzieję już niedługo zaprezentować Wam efekty pracy Diany i Rafała z DR5000 Photography – z tego, co podejrzeliśmy na wyświetlaczu, zapowiada się srogo:)
Mamy nadzieję już niedługo zaprezentować Wam efekty pracy Diany i Rafała z DR5000 Photography – z tego, co podejrzeliśmy na wyświetlaczu, zapowiada się srogo:)
I aż dziw nas bierze, że następna sesja z nimi to będzie reportaż
ślubny! I to będzie nasz ślub!
Ale to, co jakoś do mnie właśnie wczoraj dotarło: nawet ten odliczany „wielki
dzień” nie jest tym, czego ostatecznie szukamy… To dopiero początek drogi …
Then all the colours will bleed into one, bleed
into one
But yes, I'm still running
a to poranek w świętokrzyskim :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz