wtorek, 28 sierpnia 2012

Trzynastego w piątek


Że „trzynastka” to liczba szczęśliwa, wiadomo nie od dziś …przynajmniej my trzymamy się tej wersji:)
I myślę, że ten „13-sty w piątek” jako data zaręczyn to nawet tak spontanicznie wyszedł…

Trzynastego miałam wracać z delegacji z Niemiec. Pamiętam jak jeszcze podczas jednego ze spotkań, odbierając SMS od Miłosz, powiedziałam jednemu znajomemu panu: mam przeczucie, że po powrocie Milo będzie się oświadczał… Ale przeczucia przeczuciami – już od miesiąca rzucał teksty przy dłubaniu w nosie: ej, zostań moją żonoom!;)
  
Wracam zatem stęskniona późnym popołudniem do mieszkania, Miłosz kończył pracę dopiero po 21, więc zdążyłam się trochę ogarnąć i jak przystało na prawdziwą gospodynię domową… zamówić pizze na telefon (smak: cztery sery) + nieodłączną pepsunię (choć wtedy to chyba była cola:/). Czekam zatem na mego pana, gapiąc się w tę pizzę, a ten przychodzi jakiś taki rozkojarzony: tu się chce kąpać, tu się chce przytulać, tu czegoś mu brakuje i mówi, że musi wyjść…

Cóż, wiem tylko, że poszedł do piwnicy (a to zupełnie inna historia:)) i wrócił z różami.
Później było już tak dużo emocji, że nie pamiętam słów, których i tak bym nikomu nie zdradziła…

I w tej podniosłej atmosferze, wśród obopólnych łez na kuchennej podłodze, Miłosz w jedyny wyjątkowy dla siebie sposób, ni stąd ni zowąd, stwierdza: fajnie wyglądają te róże w pizzy.

Zatem obrazem dla tego dnia niech zostaną czerwone róże w pizzy cztery sery:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz