czwartek, 15 maja 2014

Z miłości nie tylko do pasji



Pozdrowienia. 
Z zadowoleniem widzę, że się różnimy. 
Obyśmy razem stali się czymś więcej niż prostą sumą nas obu 
Spock z serialu „Star Trek”


(To będzie post okazjonalno-marketingowy o wspieraniu swoich pasji. Jako podkład muzyczny powinna się tu znaleźć ścieżka dźwiękowa z GTA a w tle powinny się przesuwać krzywe jasności na histogramie fotografii).



   Ten cytat już nie raz pojawił się na naszym blogu, ale cóż… podoba mi się i widzę w nim życiową mądrość, która czasami nam chyba umyka. Dobrze jest się różnić i będąc w związku paradoksalnie warto wspierać swoją różnorodność.

    Podobno jesteśmy do siebie podobni, ktoś nam powiedział, że wyglądamy jak rodzeństwo, sami widzimy, że mamy podobne odczucia co do pewnych zachowań społecznych i kulturowych (czasami zdarza się nawet, że mamy tę samą wrażliwość artystyczną!), łączą nas wspólne wartości i cele… i różni nas wiele rzeczy. To czego ja ze swojej strony załapać w żaden sposób nie potrafię, to „śmierdzące farbą” mroczne komiksy, „walenie w myszkę” (znaczy się gra w Mass Effect, GTA itd.) w celach relaksacyjnych całe niedzielne przedpołudnie (jeżeli i nie popołudnie…), zachwyt uniwersum X-Menów (no dobra, Hugh Jackman jest przystojny, ale ileż się można na niego gapić?!;)), Batman, Batman i jeszcze raz Batman w każdej postaci…, absurdalno-kiczowaty klimat Braci Figo-Fagot, Kapitana Bomby (tekst o „kebabie z ćwikłą” pojawia się tak średnio 2 razy w tygodniu) i wiele wiele innych nieznanych mi formacji, ocierających się o klimat koła gospodyń wiejskich;) I to, że nie odkładam butów zawsze w to samo miejsce i przechodzę tyłem do ludzi w kinie a do teatru lubię pójść „na wejściówkę” i siedzieć na schodach, co dla mojego Męża jest ujmą największa z możliwych, ponieważ na spektakl teatralny powinno się pójść jak do kościoła odświętnie ubranym, gotowym do pełnego „chłonięcia” tego, co się dzieje na scenie… 


    I tutaj przechodzę do sedna. Już powoli przyzwyczajam się, że do niedzielnego obiadu słuchamy ścieżki dźwiękowej z GTA, że obok naszego łóżka zawsze leży komiks a setki innych zajmują 2 szafki, że wyczekuje(my) premiery następnego Batmana i X-Menów. Braci Figo Fagot byłam w stanie zaprosić na własne wesele a „tekstu o ćwikle” wciąż zawzięcie się uczę, aby mój Mąż znalazł we mnie rozmówcę w swych monologach z dziwnych filmów i bajek (to są bajki?!). Akceptuję to wszystko, bo gdybym chciała to z naszego życia wyrugować, to pewnie Miłosz przestałby być tym facetem, w którym jestem zakochana… 
I myślę, że podobnie jest i w drugą stronę, bo choć wiem, że Miłosz nie trawi wyzewnętrzniania się (typu np. ten post;) ) i za chiny nie rozumie potrzeby pomocy typu terapia, coaching, to toleruje (a czasem nawet myślę, że ceni) moje filozoficzno-psychologizujące podejście do świata. I cierpliwie znosi godziny spędzone przeze mnie nad zdjęciami i ogląda setki podsuwanych fotografii z prośbą o ocenę i kupuje mi filtry do obiektywów i kabelki i programy...

    I tak jak Miło wybrał sobie fotografię jako domenę, w której mnie motywuje do rozwoju, tak i ja też jedną rzecz z jego indywidualności nie tyle, że akceptuję, ale i wspieram całym sercem, a mianowicie zamiłowanie do teatru. Ludzie bez pasji szybko się starzeją, ludzie, którzy się nie rozwijają , wewnętrznie umierają… I może nigdy nie będę wziętą fotografką a Miłosz znanym aktorem teatralnym, to najlepsze co dla siebie możemy zrobić, to… robić swoje! Najlepiej jak potrafimy na tu i teraz. Kto wie, co z tego ziarenka w przyszłości wyrośnie...

    Więc jeśli chcecie nas wspierać w naszych pasjach, nawet jeżeli nie są one wybitne ani w niczym wyjątkowe, to za tydzień będziecie mieli taką szansę:) 


W imieniu Miłosza (i swoim) zapraszamy na nieśmiertelne przedstawienie Mikołaja Gogola o tytule „Ożenek”, które zostanie wystawione w Centrum Myśli Jana Pawła II (Warszawa, ul. Foksal 11, piętro 1) w dniu 24 maja o godz. 18:00. Obsada aktorska składa się ze Stypendystów CMJP2 a reżyseria i adaptacja jest Miłosza. Oczywiście wstęp wolny;)   


P.s. I tak Miłosz, wierzę, że będziesz miał debiut na miarę Louis de Funès a każdy wysiłek włożony w przygotowanie spektaklu owocuje uaktywnieniem kolejnej szarej komórki, która na starość (dodajmy już bliską) Ci się przyda ;) 



 A tutaj na zachętę kilka zdjęć z próby:)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz