Mam wolny dzień, który prawie w całości przeleżałam w łóżku, rzeźbiąc nowy layout bloga... i stwierdzam, że w moim przypadku to już zakrawa na jakąś patologię, bo mogę coś w nieskończoność zmieniać a i tak nie jestem zadowolona... mam przynajmniej nadzieję, że "nowe wdzianko" choć trochę przypadnie do gustu czytelników.
Ale nie o tym miało być!
Dzień wolny związany jest z naszym wyjazdem do Gdyni.
Co można robić w szaroburą zimę nad morzem? Można np. poddać się "krucjacie jezuitów":)
A tak na serio, jutro z samego rana wybieramy się na rekolekcje dla narzeczonych organizowane w Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej w Gdyni.
Miłosza podejście do sprawy jest jak zwykle przewrotne, bo sam zgodził się na taką formę przygotowań przedmałżeńskich a z drugiej strony wywleka z mroków historii krwawe krucjaty organizowane przez pobratymców Loyoli.
Miłosza podejście do sprawy jest jak zwykle przewrotne, bo sam zgodził się na taką formę przygotowań przedmałżeńskich a z drugiej strony wywleka z mroków historii krwawe krucjaty organizowane przez pobratymców Loyoli.
A już zupełnie blady strach padł na naszą wyprawę, kiedy znajomy ksiądz przekazał nam mrożące krew w żyłach dane statystyczne. Otóż 40% par, które wybierają się na rekolekcje do jezuitów, rezygnuje po nich z pomysłu ożenku / zamążpójścia...
Jaka jest nasza reakcja na tę statystykę?
Miłosz ostrzy zęby i szykuje się do bitwy.
Ja spokojnie oczekuję, bo wiem, że co ma wisieć nie utonie...
Z drugiej strony nasuwają mi się tutaj słowa Junga:
Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem,
a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem.
p.s. pozdrowimy od Was morze ;)
Oj... Z tymi krwawymi krucjatami to chyba będzie trzeba trochę Miłosza douczyć :P
OdpowiedzUsuń