Najśliczniejsza i najukochańsza
serca i duszy pociecho!
Przyjedź, moja duszo,
moje jedyne serce, skoro dam znać, a jeśli żyw będę, bo już dłużej bez ciebie
żyć niepodobna. Proszę, wierz tak temu, moja najśliczniejsza królewno, jak
temu, żem był, jest i będę, póki żyw, najwierniejszym twoim sługą…
Listy Jana III Sobieskiego do Marysieńki
Patrząc na moją tablicę korkową, zaglądając do
szafy i pudła na tzw. „gromadnicę*” (*inaczej patologiczne zbieractwo – „nabywanie,
zbieranie, gromadzenie oraz trudności z pozbywaniem się rzeczy
nieużytecznych lub o małej wartości”), stwierdzam, że w naszej bądź co bądź
wyjątkowej relacji sztuka pisania listów nie umarła… choć przybrała równie
dziwaczną formę jak jej autorzy.
Odkąd pamiętam zostawialiśmy sobie z Miłoszem
liściki, lub pisaliśmy jakieś „mądrości” na skrawkach chusteczek, etykiet,
kalendarzy… by później przywiesić je na ścianie lub włożyć pod poduszkę. (Ewentualnie
Miłosz zostawiał mi na tablicy orgiami, które wisi do dziś.)
Z czasów studenckich ocalały mi dwa ważne dla
mnie „listy”.
Pierwszy to sentencja napisana na odwrocie
etykiety z Tymbarku (rok powstania 2005). I powiem tylko tyle, że do dziś historia
tego listu stanowi dla mnie jedno z najcenniejszych wspomnień z Miłoszem.
Drugi uchowany wśród kilku przeprowadzek „list”
to komentarz Miłosza do kartki nad moim biurkiem (rok powstanie 2007). Pamiętam, że Miłosz skądś
mnie odprowadzał do mieszkania na Glinianej i pamiętam, że nawet mnie do samego
łóżka odstawił, bo byłam raczej w kiepskiej kondycji psychiczno-fizycznej... O
poranku na odwrocie kartki znalazłam „poemat”, który nie mógł napisać nikt inny… ;)
No ale przejdźmy do teraźniejszości:)
Bowiem twórczość Miłosza rozwija się z
zawrotną prędkością – nie przez przypadek odwołanie ze wstępu do mistrza
polskiej epistolografii miłosnej, Jana III Sobieskiego. Memu Ukochanemu
wystarczy kilka dni rozłąki, by wznieść się na wyżyny kunsztu relacjonowania
krok po kroku przebiegu swojego dnia (ulubiony liścik z czasów mojego
tygodniowego wyjazdu do Niemiec – o desce sedesowej), lub rozwijając zdolności
plastyczne z motywem słonka i drogi.
Czasem myślę, że kiedy już obydwoje będziemy
mieli Alzheimera i zapomnimy jak się nazywamy, nadal będziemy żyć razem dzięki tym kilku skrawkom
papieru…:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz